14.09.2022 20:29
Wygląd
długowłosa, bura szylkretka z bielą; złotozielone oczy, przeciętna budowa i wzrost; więcej w KP
Cóż za zbieg okoliczności. Gniazdo kosa było miejscem, gdzie Tsunami wydała na świat swój pierwszy miot, a teraz patrzyła, jak w tym samym miejscu, w tym samym zrujnowanym ptasim gnieździe na świat przychodzi jej... trzeci miot?
Zupełnie nieświadomie postrzegała te kocięta jako, w pewnym sensie, swoje. Nie w taki sposób, jak wszystkie dziesięć rodzonych z krwi i kości, ale coś nieświadomie ciągnęło ją do Raniuszka i do jego dzieci. Zobowiązała się, że zapewni im w Nowym Świcie dobre życie, dobrą przyszłość i zamierzała dotrzymać słowa. Tak, jak Raniuszek jej obiecywał, że pomoże jej odnaleźć jej zaginioną rodzinę.
Zajmą się tym, jak odchowają tą gromadkę do wieku uczniowskiego, tak. Te kocięta mogły nazywać ją matką a Tsunami nie miałaby nic przeciwko, nie wyprowadziłaby ich z tej świadomości. Przez chwilę czuła ukłucie bólu, podobne, gdy Tundra okazała się być w ciąży - bo co jeśli w ten sposób zastępowała swoje rodzone młode, te, które zaginęły, które nie wiadomo, czy wrócą do domu w jednym kawałku?
Raniuszek zastępował jej Jesiona którego paskudnie potraktowała. Odpokutowywała w ten sposób, zajmując się kocurem z młodymi tak, jak Jesion zajął się nią i jej kociętami księżyce temu.
- Cześ - wymamrotała niewyraźnie przez tłustego bażanta w szczękach, wskakując do Pieczary, na chwilę przysłaniając Raniuszkowi i gromadce larw słońce. Będąc przy porodzie umiała myśleć tylko o tym, jak bardzo te kocięta przypominają szczury. Bardziej, niż jej własne. Koślawe łapki, wielkie uszy, długie pyski. Ich drugi rodzic musiał wyglądać jak Fairy. Och, Fairy, pośredni powód przyjścia na świat jej pierwszego miotu... - ... jak się czujesz? - zapytała cicho, kładąc ptaka pod nosem świeżo upieczonego ojca, sama kładąc się obok niego, wzrokiem skacząc po wszystkich robaczkach. Były... specjalne.
Wyglądały jak szczury, ale takie sympatyczne. Takie ładne szczury.
Zupełnie nieświadomie postrzegała te kocięta jako, w pewnym sensie, swoje. Nie w taki sposób, jak wszystkie dziesięć rodzonych z krwi i kości, ale coś nieświadomie ciągnęło ją do Raniuszka i do jego dzieci. Zobowiązała się, że zapewni im w Nowym Świcie dobre życie, dobrą przyszłość i zamierzała dotrzymać słowa. Tak, jak Raniuszek jej obiecywał, że pomoże jej odnaleźć jej zaginioną rodzinę.
Zajmą się tym, jak odchowają tą gromadkę do wieku uczniowskiego, tak. Te kocięta mogły nazywać ją matką a Tsunami nie miałaby nic przeciwko, nie wyprowadziłaby ich z tej świadomości. Przez chwilę czuła ukłucie bólu, podobne, gdy Tundra okazała się być w ciąży - bo co jeśli w ten sposób zastępowała swoje rodzone młode, te, które zaginęły, które nie wiadomo, czy wrócą do domu w jednym kawałku?
Raniuszek zastępował jej Jesiona którego paskudnie potraktowała. Odpokutowywała w ten sposób, zajmując się kocurem z młodymi tak, jak Jesion zajął się nią i jej kociętami księżyce temu.
- Cześ - wymamrotała niewyraźnie przez tłustego bażanta w szczękach, wskakując do Pieczary, na chwilę przysłaniając Raniuszkowi i gromadce larw słońce. Będąc przy porodzie umiała myśleć tylko o tym, jak bardzo te kocięta przypominają szczury. Bardziej, niż jej własne. Koślawe łapki, wielkie uszy, długie pyski. Ich drugi rodzic musiał wyglądać jak Fairy. Och, Fairy, pośredni powód przyjścia na świat jej pierwszego miotu... - ... jak się czujesz? - zapytała cicho, kładąc ptaka pod nosem świeżo upieczonego ojca, sama kładąc się obok niego, wzrokiem skacząc po wszystkich robaczkach. Były... specjalne.
Wyglądały jak szczury, ale takie sympatyczne. Takie ładne szczury.
i think i, i think i finally
found a way toxx,, forgive myself
for mistakes,,,, i made in my past
i think thats the first step, x,right?
you agree?
found a way toxx,, forgive myself
for mistakes,,,, i made in my past
i think thats the first step, x,right?
you agree?
Statystyki - lvl: 5
| S: 16
| Zr: 13
| Sz: 9
| Zm: 7
| HP: 80
| W: 60
| EXP: 205/400
Stat. Med. - lvl: 0
| MED.EXP: 38/100